II
Mistrzostwa Polski Nordic Walking odbyły się u schyłku wakacji, 28
sierpnia 2010. Miastem organizatorem było Gniezno podobnie jak rok
wcześniej, ale tym razem miejscem był park w środku miasta.
Zazwyczaj, gdy zawody są organizowane w takich miejscach, nie ma
gdzie ludzi wyprowadzić na dłuższą pętlę i z konieczności
pętle liczą 2,5 km. Stanowiło to pewien problem dla niektórych
startujących na 20 km, gdyż okrążeń trzeba zrobić 8 i bywało,
że ktoś się pomylił. Nie ma problemu jeśli pętle są
"zamknięte", wówczas system sam wychwyci, że zawodnik
pokonał odpowiednią ilość okrążeń, gdy ten to zrobi po raz
ostatni przekraczając matę mety. W Gnieźnie było inaczej. Meta zlokalizowana była na
stadionie lekkoatletycznym pobliskiej szkoły i na ten stadion trzeba
było wejść około 150 przed przekroczeniem maty startowej, którą
przekraczaliśmy na każdym kółku. Mata mety licząca nasz
ostateczny czas była już na stadionie. Jeśli ktoś właściwie
nie policzył, wchodził na 9 kółko zamiast na stadion i metę. Był dokładnie
jeden taki przypadek na dystansie 20 km. Na szczęście sędziowie to wychwycili i skierowali zawodnika na właściwą trasę. Jednak stracił on kilka minut na tej omyłce. Dystansom krótszym
niewątpliwie policzyć się było łatwiej. Co do trasy warto
wspomnieć, że była bardzo kręta z wieloma nawrotami (agrafkami),
wszystko po to, by wyrobić te 2,5 km w parku miejskim. Poprowadzono ją głównie alejkami parku i ale były też fragmenty przełajowe. Deszcz który spadł w poprzednich dniach spowodował, że niektóre miejsca były bardzo podmokłe. Zasypano je paskiem. Była też
pewna inna niedogodność trasy. Częściowo, przez około 300 m na pętli wiodła po bruku ulic
położonych w okolicy parku. To mogło jednak komplikować start,
jeśli ktoś chciał tak często (co 2,5 km) dwa razy zmieniać
groty zakładając (bądź zdejmując) nakładki gumowe. Bruk jest
szczególnie zdradliwy dla gołych grotów, dlatego większość
zawodników mniej siły wkładała w zabicie kija i odepchnięcie się
na tym odcinku trasy. Pominąć można początkowe 100 m od startu,
gdzie także musieliśmy zmagać się z nawierzchnią
asfaltowo-brukową, wiodące do pierwszej maty, bo ten odcinek
musieliśmy pokonać tylko 1 raz na samym początku. Z taką sytuacją
odnośnie nawierzchni spotkaliśmy się pierwszy raz i wiele osób
było zapewne wtedy zaskoczonych. Teraz po tylu latach Pucharu pewnie
mało co może kogoś zdziwić, przerobiliśmy wiele bardzo różnych
tras.
Liczyliśmy się z tym, że ranga mistrzowska tych zawodów
spowoduje kolejny rekord frekwencji. Na 20 km wystartowało 50
zawodników i zawodniczek, na 10 km – 103 osoby, a na 5km – 180
osób. Przekroczyliśmy więc kolejną barierę notując jakże równą
liczbę 333 uczestników. O ile w poprzednich zwodach można było
domniemywać, że liczba 96 zawodników którzy wystartowali w 2009
roku w Gnieźnie na 20 km podzieliła się na dwa dystanse 20 i 10 km,
to tu już suma długodystansowców była znacząco większa bo 153
osoby. Jeśli chodzi o frekwencję warto też przypomnieć, że
konkurencyjne stowarzyszenie zorganizowało w ten sam weekend
konkurencyjne zawody, dodając w nazwie "Międzynarodowe
Mistrzostwa". Nie wszyscy pojechali na obie propozycje, co
pewnie odbiło się na frekwencji obu imprez. Ta była bardzo
porównywalna, choć impreza w Złotoryi była trudniejsza do
policzenia. Właściwie można było wtedy porównywać ilość uczestników w Gnieźnie z ilością "osobostartów" w Złotoryi. Tam dystanse były krótsze, a rozłożenie ich w czasie
umożliwiało start na dwóch dystansach przez jednego zawodnika. I przynajmniej kilkunastu zawodników skorzystało z takiej możliwości. W
Gnieźnie takiej możliwości właściwie nie było, gdyż niemal
prosto z 20 km trzeba by iść na start 5 km, a startujący na 10 km
mieliby, niewiele więcej niż godzinę odpoczynku. Zresztą system
zapisów uniemożliwiał nawet taką sytuację i nikt nawet nie
myślał, że mogło by być inaczej. Każdy koncentrował się
też na swojej konkurencji, bo punkty były też ważne w generalnej
klasyfikacji Pucharu, a nie były to jednorazowe zawody. No i poza
tym niektórzy jechali też właśnie na te konkurencyjne zawody i szafowanie
siłami dzień przed nimi było niewskazane. Z pewnością można przypuszczać, że gdyby obie imprezy dzieliły 2 lub choćby 1 tydzień, uczestników obu wydarzeń można by doliczyć się więcej niż 400.
Nadal
obowiązującym czasem dla klasyfikacji był czas brutto. Ustawiani
byliśmy tak, że w pierwszych szeregach byli mężczyźni. Dopiero
za nimi ustawiano kobiety. Ci w pierwszych liniach to zazwyczaj były
osoby mające pewne zasługi za udział we wcześniejszych zawodach
cyklu i byli wyczytywani przez spikera do zajęcia najlepszych pozycji.
To powodowało pewną niesprawiedliwość w klasyfikacji
przedstawianej jako OPEN. Otóż bywały przypadki, że kobiety
sklasyfikowane niżej (mające gorszy czas brutto) miały jednak
lepszy czas netto od wyprzedzających ich mężczyzn w klasyfikacji
open. Dobrze, że i tak nagradzani byliśmy przede wszystkim w
kategoriach wiekowych, a więc i osobno kobiety i mężczyźni, bo
inaczej wyniki mogłyby być uznane za nieco wypaczone. Przed startem 20 km padł też apel i sędziów, i zawodników, by początkowy odcinek do pierwszej maty przy bramie startowej pokonać spokojnie, bez ostrej rywalizacji, gdyż i tak na najdłuższym dystansie wszystko rozstrzyga się znacznie później niż na pierwszych 100 m. Podyktowane to było bezpieczeństwem przy stosunkowo wąskim starcie w dodatku po niezbyt przyjaznej nawierzchni.
Najlepsze czasy
tych Mistrzostw to dla 20 km M – 2:14:45, K – 2:16:31, dla 10 km
M – 1:06:35, K – 1:14:48, dla 5 km M – 33:01, K – 36:27.
Warto zaznaczyć, że dokonano wówczas także osobnej, dodatkowej klasyfikacji osób niepełnosprawnych i w tej kategorii brały także udział po raz pierwszy w Polsce osoby niedowidzące i niewidome prowadzone przez przewodników z pomocą tzw. lejcy. Tu warto zauważyć, że sami przewodnicy też zostali sklasyfikowani, oczywiście jako pełnosprawni uczestnicy w swoich kategoriach wiekowych, poświęcając nie tylko swój wynik dla osoby niewidomej, ale także poświęcając wcześniej swój czas w przygotowanie, by odpowiednie współdziałanie podczas takiego wspólnego marszu zapewniło bezpieczne dotarcie do mety. Rok wcześniej dla uczestników Mistrzostw nie przewidziano medali. Teraz już były. Było i podium na scenie dla zwycięzców i posiłek regeneracyjny. Były to czwarte zawody cyklu. Regulamin wówczas był taki, że niektórzy zwycięstwem w tych zawodach zapewniali już sobie zdobycie Pucharu Polski w klasyfikacji generalnej. To był taki pierwszy sygnał, że coś można by zmienić w regulaminie. Ale na to musieliśmy jeszcze poczekać prawie 2 lata.
Warto zaznaczyć, że dokonano wówczas także osobnej, dodatkowej klasyfikacji osób niepełnosprawnych i w tej kategorii brały także udział po raz pierwszy w Polsce osoby niedowidzące i niewidome prowadzone przez przewodników z pomocą tzw. lejcy. Tu warto zauważyć, że sami przewodnicy też zostali sklasyfikowani, oczywiście jako pełnosprawni uczestnicy w swoich kategoriach wiekowych, poświęcając nie tylko swój wynik dla osoby niewidomej, ale także poświęcając wcześniej swój czas w przygotowanie, by odpowiednie współdziałanie podczas takiego wspólnego marszu zapewniło bezpieczne dotarcie do mety. Rok wcześniej dla uczestników Mistrzostw nie przewidziano medali. Teraz już były. Było i podium na scenie dla zwycięzców i posiłek regeneracyjny. Były to czwarte zawody cyklu. Regulamin wówczas był taki, że niektórzy zwycięstwem w tych zawodach zapewniali już sobie zdobycie Pucharu Polski w klasyfikacji generalnej. To był taki pierwszy sygnał, że coś można by zmienić w regulaminie. Ale na to musieliśmy jeszcze poczekać prawie 2 lata.
#nordicwalkingmk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz