niedziela, 6 marca 2022

parkrun Las Dębiński #27 - Dzień Kobiet

 Mam dość! Tych mroźnych poranków... Powstała nawet taka myśl w mojej głowie, by jeden parkrun odpuścić, a za tydzień może będzie cieplej. I nawet miałem do tego sprzyjające warunki, bo wolontariat polegający na sprawdzeniu trasy obskoczyłem dzień wcześniej, czyli w piątek. A drugą myślą było, by pójść na parkrun z kijami, tam nie startować, tylko robić uczestniczkom i uczestnikom zdjęcia, a następnie wrócić do domu, oczywiście także w stylu nordic walking. Miałbym wówczas 10 km treningowo, a nie 5 km startowo. Ostatecznie jednak odpuściłem te pomysły i nastawiłem budzik na bardzo wczesną godzinę, by zrobić rozruch przed startem. Rozruch 2,6 km zrobiłem tak, by o siódmej zjeść śniadanie. Potem szybkie mycie, i zmiana ubioru dostosowanego zarazem do jazdy rowerem i do startu w parkrunie. 

 


Gdy dojechałem do Lasu Dębińskiego spotkała mnie nagroda za podjętą decyzję o starcie w dzisiejszym biegu. Rower zawsze stawiam w paśniku w tym samym miejscu. Tak też zrobiłem dzisiaj. I wówczas pod stopami coś mi błysnęło, ale tak nieśmiało, jakby za jakąś mgłą. Pod stopami leżał klucz. 



Zabrudzony od ziemi, dlatego ledwo błyszczący. Czyżby? Nie, to chyba niemożliwe. Schyliłem się i zaraz szybko wyciągnąłem także mój klucz od mieszkania, by porównać wzór ząbków. Tak, to był mój klucz, który zgubiłem tu pod koniec września. W tym miejscu dostrzegłem wówczas, że z mojej smyczy, na której wisiały dwa klucze: od mieszkania i od zabezpieczenia antykradzieżowego roweru, ten pierwszy zniknął. Patrzyłem wówczas pod nogi i nawet rozgarniałem butem ziemię w tym miejscu i nic. Potem szukałem także klucza na trasie, ale nie znalazłem. Warto jednak było być cierpliwym i startować czyli przyjeżdżać tu regularnie. Po przeszło 5 miesiącach klucz się odnalazł, najwyraźniej czekał na mnie, bo jeśli stawiałem tu rower, to jednocześnie blokowałem to miejsce i nikt inny nie mógł go znaleźć. Dawno się pogodziłem z tamtą stratą, a dzisiaj taka niespodzianka. Gdybym dzisiaj nie przyjechał, kto wie czy i kiedy bym go odnalazł, bo przecież ktoś mógł go nieświadomie wkopać głębiej w ziemię. Ponieważ podczas biegu nie wypełniałem już żadnych funkcji wolontariackich, mogłem uradowany tym przypadkiem oddać się pstrykaniu fotek przed startem.



Dzisiejsza edycja dedykowana była paniom, które podczas ogólnej odprawy przed biegiem nagrodziliśmy oklaskami. Potem standardowa rozgrzewka z okrzykiem i podskokiem całej naszej wesołej grupy uczestników, i podążyliśmy na linię startu.



Niewątpliwie poranny rozruch odniósł skutek i ból piszczeli mi dzisiaj nie dokuczał. Jednak czasem zmagam się także z bólem kręgosłupa podczas takich szybkościowych prób, więc dzisiejszy wynik nie był jakoś specjalnie lepszy od poprzedniego. Czas netto 52:18, brutto 52:34. Tu muszę dodać, że jestem pod wrażeniem "naszych" pań. Nie wiem, czy w jakimkolwiek parkrunie bierze udział taki ich odsetek jak u nas. Podczas, gdy na ogół w biegach proporcje panów do pań oscylują wokół stosunku 70/30 na korzyść panów, u nas w sobotę było 45% pań. I niewątpliwie duża w tym zasługa startujących pań z kijkami, bo wiadomo, że w tej dyscyplinie proporcje są dokładnie odwrotne, a w naszej lokalizacji chodzących osób z kijkami jest najwięcej w Poznaniu.        


Sobotnie spotkanie zakończyła jeszcze jedna fotka, wolontariuszy którymi w tej edycji byli tylko panowie. Panie miały tego dnia wolne.

 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

parkrun Las Dębiński #28

Tak jak przed tygodniem rankiem zrobiłem rozruch. Troszkę krótszy tym razem, ale jednak dość skuteczny.    Niestety mroźne poranki nie odpus...